Aktywna majówka, czyli zwiedzamy zamek

   Długo czekałam na majówkę. Dla studenta (w dodatku przed sesją) tydzień wolnego jest swego rodzaju długo oczekiwanym zbawieniem, bez względu na to, czy od poprzednich egzaminów wiele się uczył, czy też starał się o niej za bardzo nie myśleć. Korzystając z pięknej pogody, postanowiliśmy w tym roku pojechać gdzieś bliżej, z racji tego, że tata nie dostał na ten czas urlopu - padło na zamek w Brzegu. Kiedy jednak dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że ... zamek jest zamknięty. Ani z jednej, ani z drugiej strony nie dało się do niego wejść. Wszystkie drzwi i bramy zamknięte były na cztery spusty. Swoją dezorientacją musieliśmy zwrócić uwagę ludzi bawiących się obok na festynie, bo jakiś mężczyzna, prawdopodobnie dozorca zamku, krzyknął nam z okna, że 1 maja zwiedzanie się nie odbywa. Powiem szczerze, że byłam w szoku, bo dzień przed planowanym wyjazdem sprawdziłam na stronie muzeum zamkowego, czy przypadkiem w święto narodowe zabytek nie jest zamknięty, ale nie znalazłam żadnej wzmianki na ten temat. Mało tego, stojąc pod bramą zamkową, sprawdziłam u wujka Google, czy nie przeoczyłam jakiejś istotnej wiadomości, ale internet podpowiedział mi tylko, że jeśli chodzi o zamek w Brzegu, to w święta narodowe godziny otwarcia mogą się zmienić, a planowo zamknięcie jest o godzinie 17.
 


Inni zdezorientowani turyści, podchodzący pod bramy zamku.

    Z bólem serca postanowiliśmy wrócić do samochodu i zrobić burzę mózgów, gdzie by tu jeszcze pojechać i właśnie ruszaliśmy w drogę powrotną, kiedy moim oczom ukazało się coś, co zza... nazwijmy to murami... coś, co zza murów zamkowych wydawało się jego przedłużeniem (tak dziwna jest to budowla). Okazało się, że to, co początkowo brałam za wieże zamkowe, jest tak naprawdę częścią Kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Skoro nie dane nam było zwiedzenie zamku Piastów Śląskich, to chcieliśmy wykorzystać fakt, że zaraz obok znajduje się, otwarty na szczęście, inny zabytek. Nasza decyzja o zostaniu jeszcze kilku minut w Brzegu okazała się strzałem w dziesiątkę, bo tak pięknego wnętrza już dawno nie wiedziałam - nawet w moim rodzinnym Opolu nie sposób jest znaleźć takie cudo :)

Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego.


Sklepienie Kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego.
   Sam kościół, choć sam w sobie piękny, nie nasycił jednak naszego głodu zwiedzania i odkrywania historii. Postanowiliśmy więc pojechać do Niemodlina, miejscowości oddalonej mniej więcej tyle samo od Opola co Brzeg. Kiedy podchodziliśmy pod bramę, usłyszeliśmy dobiegającą zza niej muzykę, dzięki której odrodziła się w nas nadzieja, że może tutaj uda nam się jednak coś pozwiedzać. Jak się okazało, nasza nadzieja została wynagrodzona, bo brama okazała się otwarta :)  


 


   Wejście z przewodnikiem zaplanowane było na godzinę 14, więc mieliśmy pół godziny, żeby przejść się po mieście i porozglądać, a ponieważ my to my, to musieliśmy bardzo się spieszyć, żeby zdążyć z powrotem na czas :) Okazało się jednak, że nasze obawy były nad wyrost, bo wejście opóźniło się o 20 minut. Jak później się okazało, jeden z turystów zasłabł i potrzebna była interwencja karetki pogotowia, nie mniej jednak, nasze zwiedzanie zostało nieco skrócone (jak się dokładnie o tym przekonaliśmy, opowiem później).
    Do zamku weszliśmy nieco wymęczeni słońcem, ale szczęśliwi, że w końcu pech nas opuszcza ;) Sam zabytek po wielu nieudolnych próbach restauracji, kiedy to przechodził do kolejnych prywatnych właścicieli, którzy, jak się później okazywało, nic z nim jednak nie zamierzali robić i pozwalali mu powoli niszczeć, został w końcu odkupiony przez "Fundację na rzecz zamku książęcego Niemodlin 1313". Jak możecie się pewnie domyślić, po tak długim zastoju renowacyjnym, zamek nie prezentuje się na chwilę obecną zbyt dobrze, co jest niepowetowaną stratą, zważywszy na to, że przetrwał dwie wojny światowe w niemal nienaruszonym stanie, a jego mury pamiętają czasy Krzyżaków oraz Bony Sforzy, której architekci, podczas podróży z Włoch do Krakowa, zawitali w rejony Opolszczyzny i mieli swój udział w nadaniu zabytkowi tego kształtu, jaki widzimy obecnie (z drobnymi zmianami epoki baroku). 
   Zaciekawi was na pewno fakt, że to właśnie tu, w zamku w Niemodlinie, kręcony był film Jasminum Jana Kolskiego. Osobiście jednak wolałabym, żeby produkcja tego dzieła była nagrywana w innym miejscu. Z przykrością o tym mówię, ale uważam, że scenografowie swoją bezmyślnością tylko zaszkodzili budowli. Jedynymi plusami ich obecności na terenie zamku był rozgłos samego zabytku w całej Polsce oraz pozostawiona replika Bursztynowej Komnaty, która zdobi wnętrze jednego z zamkowych pomieszczeń. 
   Przyczyną mojej niechęci do jasminowych scenografów są pozostałości po ich bytności - malowidła na łukach na wewnętrznym dziedzińcu (niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia), którymi chcieli dodać uroku ujęciom filmowym oraz kolorowe nalepki na oknach, które miały imitować witraże. Wprawdzie malowidła miały zniknąć po pierwszym deszczu (po ponad 10 latach mają się świetnie), natomiast o zdjęciu nalepek z okien nikt nie pomyślał. Drugi powód możecie podziwiać na jednym z poniższych zdjęć.








Kaplica zamkowa, do której mieszkańcy dóbr przychodzili na nabożeństwa.
Krypta, do której nie dane nam byłoby nam wejść, gdyby nie nasza chorobliwa ciekawość ;)

Replika Bursztynowej Komnaty.

      Samo wnętrze zamku nie zachwyca, ponieważ jest to ruina, która dopiero od niedawna znajduje się w generalnym remoncie, mimo to sam zamek posiada w sobie "to coś", co przyciąga rzesze turystów i oczarowuje ich swoim, ukrytym wciąż pod połacią zaniedbania, urokiem. Generalnie samo oprowadzanie pani przewodnik było ciekawe, aczkolwiek zabrakło mi tutaj konkretów, czyli tego, w jakim pomieszczeniu aktualnie się znajdujemy, jak żyli i kim dokładnie byli (oprócz rzuconych od niechcenia nazwisk) lokatorzy zamku, w jakich czasach się zmieniali. I tu właśnie dochodzę do punktu, który poruszyłam wcześniej - ominęliśmy kilka istotnych miejsc. W piwnicach zamkowych było mnóstwo oświetlonych pomieszczeń, do których nie zajrzeliśmy, w tym do wspomnianej wcześniej przez panią przewodnik krypty rodowej jednej z mieszkających tu niegdyś rodzin. Odkryłam ją sama z tatą, bo zawsze zaglądamy w różne kąty, żeby zrozumieć głębiej historię danego miejsca. Krypta była bardzo dobrze oświetlona i w żaden sposób nie zagrodzona, z czego wnioskuję, że docelowo mieliśmy się w niej znaleźć (ale zabrakło czasu). 

   
   Wypad uważam za udany, mimo pecha, jaki prześladował nas przez kilka pierwszych godzin pierwszego dnia majówki :) Osobiście polecam wszystkie miejsca, które udało nam się zobaczyć - zarówno kościół jak i zamek w Niemodlinie są warte zobaczenia, a jeśli tylko nowi właściciele zamku nazbierają fundusze na dalsze renowacje i badania archeologiczne, to być może za kilka lat, rezydencja odzyska swój dawny blask ;)

Komentarze

Popularne posty