Nietypowy Kraków na jednodiowy wypad
W moim odczuciu najlepszym miesiącem na wizytę w Krakowie
jest niezaprzeczalnie lipiec. Jest ciepło, nawet bardzo ciepło, zazwyczaj
słonecznie i przede wszystkim turystycznie. Sama pochodzę z kilka razy
mniejszej miejscowości i brakuje mi tego wielkomiejskiego pędu, jaki panuje w
wielkich miastach. Lipiec jest chyba najlepszym miesiącem, żeby we własnym
kraju poczuć się jak prawdziwy turysta w miejskiej dżungli (w dodatku z
przepiękną architekturą).
Z braku czasu i pieniędzy wybrałyśmy się z przyjaciółką w
połowie lipca z do stolicy Małopolski, jak już pewnie wywnioskowaliście ze wstępu, do jego znanej, choć nieco nietypowej
części, jeśli brać pod uwagę przeciętnego polskiego turystę. Za główny temat
naszej podróży obrałyśmy sobie: "Żydowski zakątek Krakowa". Niestety
nie udało nam się wejść do Fabryki Schindlera i od razu wyjaśniam dla tych,
którzy zastanawiają się, dlaczego miałyśmy z tym taki kłopot - rezerwacją
biletów trzeba zająć się minimum dwa-trzy tygodnie przed planowaną wizytą. A
ponieważ my o tym nie wiedziałyśmy i nasz wyjazd był i tak już wielkim
spontanem, na który wpadłyśmy mniej niż 24h przed wyjazdem... dopowiedzcie
sobie sami 😉
Wracając do głównego wątku. Postanowiłyśmy za bardzo nie
oddalać się od centrum i spędzić dzień w dawnej dzielnicy żydowskiej - na
Krakowskim Kazimierzu. To nie jest miejsce dla tych, którzy lubują się w
nowoczesnych budynkach czy nocnym klubowym szaleństwie, zadowoli za to z
pewnością koneserów architektury, historii i kultury żydowskiej lub po prostu
tych, którzy lubią napić się dobrej kawy w spokojnym miejscu. My zaczęłyśmy
naszą wizytę od wegańskiego śniadania i dopiero po napełnieniu żołądków
ruszyłyśmy na podbój Kazimierza.
Nasze odkrywanie miasta zaczęłyśmy od obejścia Kościoła
Bożego Ciała – obejścia, bo kiedy do niego doszłyśmy, trwała akurat msza i nie
chciałyśmy przeszkadzać nikomu, kto w niej uczestniczył. Sama świątynia z zewnątrz
wyglądała naprawdę dobrze, jak dobrze zachowana gotycka rzymskokatolicka
bazylika. Później przespacerowałyśmy się ulicą Bożego Ciała, sycąc oczy piękną
architekturą – trzeba przyznać, że Kazimierz zachował w dużej mierze
przedwojenny, żydowski klimat.
![]() |
Kościół Bożego Ciała |
Po kilku minutach doszłyśmy do ulicy Miodowej – idąc nią bardzo
szybko można dostrzec jeden z najważniejszych i z pewnością najbardziej
charakterystycznych budynków tej dzielnicy – Synagogę Tempel. Nie ukrywam, że
to właśnie ten zabytek był naszym głównym celem wypadu i z ręką na sercu mogę
przyznać, że się nie zawiodłam. Przywykłam już do zwiedzania kościołów, jednak wnętrze
synagogi różni się diametralnie od znanych mi wnętrz. W tej synagodze najbardziej
urzekają neorenesansowe zdobienia, szczególnie widoczne na elewacji, nie to
mnie jednak zaskoczyło, lecz nietypowe dla świątyń żydowskich witraże w oknach.
Inne elementy wyróżniające każdą synagogę, na które zresztą zwróciłyśmy zafascynowany
„orientalnością” wzrok, były umieszczone nad głównym wejściem tablice Dekalogu,
Aron ha-kodesz, czyli szafa do przechowywania Tory oraz galerie dla kobiet, na
które niestety nie mogłyśmy wejść. W Synagodze Pod Białym Bocianem we Wrocławiu
jest taka możliwość, dzięki czemu można podziwiać wnętrze świątyni z góry – na
moje nieszczęście, w dniu, w którym przyjechałam organizowany był koncert i zejście
z galerii było niemożliwe. A więc dalej czekam na dzień, w którym będę mogła
zwiedzić bez przeszkód całą synagogę, z wszystkimi piętrami 😊
![]() |
Synagoga Tempel |
Mała uwaga dla tych, którzy chcieliby zwiedzić świątynie - wstęp
do wszystkich synagog na Kazimierzu jest płatny, koszt jednego biletu to 10zł
dla osób dorosłych, 5zł za okazaniem legitymacji lub dokumentu uprawniającego
do ulgi.
Po Synagodze Tempel odwiedziłyśmy jeszcze Synagogę Remu ze
względu na to, że jest to jedna z najstarszych tego typu świątyń w Krakowie
(została wybudowana w XVI wieku w stylu renesansowym). Pech chciał, że w
momencie kupowania biletu, wyprzedziła nas wycieczka młodzieży z Izraela i
maleńka świątynia zapełniła się po brzegi ludźmi. Kiedy udało mi się wcisnąć
głowę do środka głównej sali, okazało się, że wewnątrz trwa modlitwa (czego nie
omieszkał skomentować uprzejmy Żyd służący nam u wejścia radą, bo najwyraźniej ustalili,
że w dniach przyjmowania wycieczek na odprawiają modłów). Zrobiłam szybko kilka
słabej jakości zdjęć i szybko wyszłyśmy na zewnątrz. W cenie biletu jest
mieszczący się za murem cmentarz, na który udało nam się wejść przed izraelską
młodzieżą, dzięki czemu miałyśmy dostatecznie sporo czasu, żeby przespacerować
się spokojnie między nagrobkami. Jako że zdjęcia wewnątrz synagogi nie wyszły za dobrze, zamieszczę tylko przylegający do niej cmentarz. Może innym razem uda mi się zrobić jakieś lepsze ujęcia i dodam je do nowego wpisu.
Reszta dnia zeszła nam na obchodzeniu uliczek i podziwianiu
architektury oraz elementów „krajobrazu”, dzięki którym Kazimierz jak
najbardziej zasługuje na miano artystycznej części Krakowa. Do żadnego muzeum
nie weszłyśmy, wolałyśmy spokojnie wędrować między budynkami i wchłaniać
przedwojenną aurę tej części miasta. Dzięki temu zawędrowałyśmy na pchli targ na
Placu Nowym i mogłyśmy spróbować znanych w całym Krakowie zapiekanek sprzedawanych
w Okrąglaku.
Jeśli ktoś z Was chciałby odwiedzić Kazimierz i po
zobaczeniu wszystkiego nie miał co zrobić z wolnym czasem, to o rzut kamieniem
jest Rynek Główny z Sukiennicami i lokal będący gratką dla wszystkich fanów
Harry’ego Pottera - Dziórawy Kocioł, gdzie można wypić piwo kremowe i skosztować
innych tematycznych rarytasów. My też tam zajrzałyśmy, czekając na pociąg
powrotny i polecamy każdemu😊
Komentarze
Prześlij komentarz